sobota, 29 października 2011

Maileg Rabbits Once Again

Dziś przedstawiam kilka ciepłych aranżacji z mailegowymi króliczymi rodzinkami. Są subtelne różowe księżniczki i dzielni kowboje, mamuśki w kwiecistych fartuszkach i pan Królik w ogrodniczkach, są braciszkowie, siostrzyczki i królicze bobaski. A ile dziecięcych pokoi, tyle samo innych zupełnie ich wydań. Wszystkie do schrupania po prostu niczym słodziutka, świeżutka marchewka. A w naszym miętowym sklepiku dwóch bardzo przystojnych uszatych facetów już czeka z niecierpliwością na swoje królicze panienki. Już niebawem Panowie, jeszcze chwila ..., jeszcze troszkę..., wytrzymajcie!
...
Ewa







Zdjęcia pochodzą z Jordgubbar med mjolk i silije-sin, a już jutro ..., mam przez Marka obiecane, pokarzę Wam zdjęcia z naszego domowego króliczego zagłębia ...

piątek, 21 października 2011

Mój Miętowy Zawrót Głowy

I jak tu nie kochać miętowego koloru? Mam nadzieję, że dzięki zbiorowi tych cudownych fotografii, wszystko stanie się jasne. W naszym domu przedmioty minty nie są aż tak delikatne, może lepiej zabrzmi "subtelne" jak te z wyszukanych prezentowanych niżej obrazków. To bardziej przedmioty do intensywnego codziennego użytku, którym ten kolor dodaje lukrowej słodyczy. A zaczęło się od ogromnie płaskiego dzbanka do herbaty przywiezionego z naszej pierwszej rodzinnej wizyty w Danii. Ręcznie formowana ceramika połączyła znakomicie dwa kolory- szary i miętowy właśnie. Stały się one niejako motywem przewodnim w myśleniu nad wnętrzami domu, który miał się stać urzeczywistnieniem naszych marzeń o spokojnej przystani. Marzeń o miejscu, w którym lubi się być, a jeszcze mocniej lubi się do niego wracać.
---
Ewa



Z bloga Annie Decor










Te powyższe przepiękne fotografie pochodzą z bloga Dreamy Whites, jestem nim mocno oczarowana, co chwila odkrywam tam nowe cudowne obrazy.



A ten dzbanek na kolejnego posta otwarcie i zakończenie sfotografował Marek. Miętowego weekendu wam życzę.

środa, 19 października 2011

Mrs. Pumpkin Here & There

Nie mogłam się powstrzymać przed pokazaniem Wam tych kilku cudownych dyniowych zdjęć, jakże mocno odbiegających sposobem przedstawienia głównej bohaterki, od halloween'owego jej wizerunku. Tu nie ma złych oczu, ust wykrzywionych w grymasie, wielgachnych zębów ani płonącego wnętrza. Jest wręcz delikatna, a nawet subtelna, taką damą prawie jest. Jak widać przełamywanie stereotypów często wychodzić może na dobre, a zwłaszcza stereotypu oklepanego smutno-smętnego domowego wnętrza. Spowita lekko tajemniczą mgiełką, siedzi "dyńka" samotnie na krzesełku wśród traw. I może ciut wam rozjaśni te ponure dni, ciemności snujące się za oknami, czy jesienną szarugę - niech Wam Mrs. Pumpikn świeci zamiast Słońca. My chcemy rudej, złotej i czerwonej jesieni! Wracaj Jesieni, Ty sprzed tygodnia!



Zdjęcia powyżej pochodzą z bloga Dreamy Whites, który jest moim nowym odkryciem, a znajdziecie go na naszej liście ulubionych.

Fotografie zaś poniżej to już nasze domowe aranżacje, ciepły ich pomarańcz stworzył zgrany dyniowy team z wspominaną już tu na blogu starą szafą w kolorze miodowym z ołówkowymi notatkami wewnątrz.

Jedna z dyń wpadła też do zupy. W całym domu roznosi się słodko-ostry zapach, czuć czosnek, chilli, roztarte nasiona kolendry i świeży tymianek, który świetnie się skomponował z lśniącą jaskrawą żółtością dyni, a kontrast dla niej stworzyła biała chmurka śmietany. W tym miejscu pozdrawiam Jarka, który całkiem niedawno uraczył nas tajskim wydaniem zupy i była to odsłona wprost doskonała :)
---
Ewa







czwartek, 13 października 2011

NEW POST: Ignasiowy BlueWhiteRed Room UPGRADE

Przeglądając wielokrotnie ostatni czy tam poprzedni Minty Hous'owy post zauważyłem, ale nie bierz proszę tego Ewuniu "do siebie" że umieszczane na blogu zdjęcia, wykonane Twoim telefonem i nawet przerobione w tak ciepłym chusteczkowym motywie nie oddają w pełni prawdziwego uroku tych ignasiowych poddaszowych czterech kącików. Postanowiłem zatem troszeczkę ten widok urzeczywistnić. Zbierałem się do tego jak widać kilka dni. Heh..., z pewnoością to ja "nabiłem" te kilkaset "wejść" na Minty Hous'a od publikacji ostatniego posta ;), za co zresztą korzystając z okazji, JA właśnie, jako niespełniony wazeliniarz wszystkim naszym czytaczom dziękuję.
Dziś był wyjątkowo słoneczny dzień więc światło wpadające przez okna, że tak powiem: prawie doskonałe. Znalazłem więc Go szybko, wydobyłem z szafy spośród innych szpargałów, przetarłem kurz rękawem, trzymając Go już w dłoniach popatrzyłem troszkę na niego wspominając ile fajnych zdjęć dla nas / nam zrobił i nawet nie przewieszając plecionego paska na szyi pobiegłem schodami na poddasze. Osamotniony ostatnimi czasy, czekający już od początku lata na wymianę obiektywu mój ogromny fotograficzny aparat przez duże "eF" z pewnością ujęcia wykonuje prawdziwsze niż nasze telefony. I jak się też szybko okazało wcale się na mnie nie obraził za ten szafowy areszt. Na marginesie to nie byle jaka penitencjarna stara szafa, tylko poślubny prezent od naszych przyjaciół, a w zasadzie przyjaciół rodziny, który od 13-stu lat czeka na renowację, ale się pewnie nie doczeka, bo dla mnie taki miodowy kolor, zakornikowane nogi czy notatki na wewnętrznych ścianach wykonane ołówkiem przez czyjąś praprababkę to prawdziwe rarytasy. Ale wracając do tematu dyscyplinować się muszę srogo, bo tendencję do wielowątkowych opowieści mam znaczną , psytryknąłem Nim (tym aparatem gdyby ktoś z Was już stracił wątek) szybciutko dosłownie 11 ujęć, bo Iga czekała na mnie na werandzie "w butach", zaaferowana wyjazdem do miasta po urodzinowe końskie prezenty, a Ewa grzmiała zza komina, że zaraz sama z nią do stolycy pojedzie. Dopiero teraz zdołałem więc zrzucić te zdjęcia z karty na kompa i powiem, że ..... dobre, całkiem-całkiem nawet. Się mi właśnie te fotografie podobają bardzo. Zdjęcia "wyszły" jak widać poniżej, a zeszłotygodniowy remont ignasiowego pokoju uważam, że też Ewie "wyszedł" choć dawno upatrzonych mebelków jeszcze w nim brakuje. Ale wszystko Ewuniu w swoim czasie. Aha, z boku powyżej wstawiłem jeszcze jedną chusteczkową fotografię, to tak chyba z sentymentu.
---
Marek









poniedziałek, 10 października 2011

Ignasiowy BlueWhiteRed Room

Nasz najmłodszy synek Ignaś niebawem skończy 3 lata. To wiek już dosyć poważny, czas więc urządzić mu własne cztery kąty, z małym stoliczkiem do tworzenia rzeczy bardzo ważnych, z miejscem na pętlę drewnianych torów, półkami na książki i te wszystkie chłopięce szpargałki.
Zainspirowana białymi skandynawskimi pokoikami dla dzieci, od lat, bo przecież jeszcze zanim Ignaś przyszedł na świat, zbieram wszystko, co w tymże Ignasiowym pokoju znaleźć się musi. Jest więc mała armia duńskich żołnierzy, maskotki robione na drutach, girlanda w ulubionych kolorach, walizeczki, koszyki, drewniane samochody i oldscoolowy jeździk w kolorze purpury z wyścigowym numerem na boku. Ściany przemalowano na biało, choć jeszcze do niedawna przekonana byłam, że właśnie ten kolor u nas nie zagości, tylko jedna jest błękitna, by być tłem dla białej szafy no i drewnianego słupa, o rety!, też białego. Najważniejsze, że Ignacy już polubił te swoje 4 kąty, spędza tam dużo czasu, odkrywając zabawki na nowo.




Poniżej zdjęcia ze skandynawskich blogów, o takich dziecięcych małych światach mi się marzy. Są proste, oszczędne w kolorach, ale jest tam wszystko, co maluchowi niezbędne: łóżeczko, na którym ma się chęć poleżeć, jest stół i błękitne krzesełko i dużo miejsca do zabawy i gromada mięciutkich przyjaciół, którzy zawsze mają czas na popołudniową herbatkę :)





Zdjęcia pochodzą z blogów: Jordgubbar med mjolk oraz silje-sin, które znajdziecie na naszej liście ulubionych.
---
Ewa

środa, 5 października 2011

Wuwuwu Gesi Zakret Kropka Peel

Jest takie miejsce gdzieś daleko, gdzie od kilku lat spędzamy mnóstwo czasu i to w zasadzie o każdej porze roku, bo przecież nie jedną białą zimę, zieloną wiosnę, ciepłe lato czy żółtą jesień tam spotkaliśmy. Hmm..., tylko gdzie by tu jeszcze w tym kolorowym korowodzie pór roku "wcisnąć" minty? O! Wiem już! Aniu dziękuję, że z tak zręcznie zrywasz za drewutnią i z takim sercem parzysz dla mnie tą pyszną miętę, choć ostatnio tymianek był równie wyborny. Zastanawiam się jednak często, a zwłaszcza przed wyjazdem, czy gdybyśmy nie odwiedzali tam Ani, Pawła, Amelii i Brunia, czyli naszych serdecznych przyjaciół, to czy też byśmy tak dzielnie znosili trudy tej podróży z mazowieckich nizin na ten podkarpacki "koniec świata", gdzie gęsi zawracają, a może powinienem napisać, że zakręcają, a psy ..., dobra tą uwagę już zostawię dla siebie ;). Odpowiedź brzmi TAK.
Ostatnie "wrześniowe odwiedziny" były tym razem szczególnie wyjątkowe. Hucznie świętowaliśmy w rodzinno-przyjacielskim gronie to przecież od jakiegoś czasu zadwórzańskie święto. Okazja była wyjątkowa, choć za rok bardziej okrąglejsza ta rocznica będzie. Jeszcze raz życzymy Wam wszystkiego dobrego i dziękujemy za dobry czas spędzony w Gęsim, gdzie nie tylko choć na parę chwil zapominamy o wszystkim, ale też poznajemy wielu fantastycznych ludzi. Do zobaczenia przed zimą jeszcze w naszym Minty Hous'ie
---
Marek






Rozrywka u Gęsi gwarantowana ;). Poniżej bieszczadzki canicross


i prawdziwy stół bilardowy od niedawna stoi


i przygoda z przyrodą w tle czeka


i rowery oczywiście


no i Chata Momo, w której mieszka Smyczek - hucuł, w którym dawno temu zakochała się Igunia i odkochać się jakoś nie chce