piątek, 30 września 2011

"Queen of the Kitchen" Made In Scandinavia

Chciałabym dziś pokazać Wam kilka moich ulubionych drobiazgów, które przywiozłam z naszej tegorocznej wakacyjnej podróży. Z zagłębia naszych duńsko-szwedzkich wnętrzarskich klimatów najchętniej przywiozłabym Tira wypchanego po same brzegi, ale odprawa promowa trwałaby chyba zbyt długo (patrz ostatnie zdjęcie) i nie jestem pewna czy Marek i dzieci dzielnie by to znieśli ;). Uwielbiam te proste druciane ozdoby, kremowe wieszaczki z drucika, stalowe drucikowe plecionki, kolorową emalię, a zwłaszcza Minty. Tego lata uparcie nieustannie "chodził za mną" motyw serca. Dreptał, dreptał i wydreptał ... Na kuchennym okapie natomiast pojawiła się też wymowna blaszana tablica :). Taką samą, tyle że kamienną zastaliśmy właśnie w naszym letnim domku, a potem wyszukałam tablicę w jednym z tych przepięknych sklepików, o których już pisałam, ale zapewne pisać będę jeszcze wielokrotnie. Nie mogłam się oprzeć, żeby jej nie kupić, no i jest Queen of the kitchen. Zresztą zobaczcie sami poniżej.
---
Ewa






To większe serce poniżej jest prezentem. Dziękuję Ci Edytko raz jeszcze bardzo i pozdrawiam ciepło ;)


poniedziałek, 26 września 2011

Minty House Się "Czerwieni"

Popijając kawę z ulubionego miętowego kubka, wiadomo z jakiej podróży przywiezionego ;) spostrzegłam, że zupełnie nowe barwy walczą o estetyczną dominację w naszym domu. To kolor czerwony od wczoraj otacza mnie z każdej strony. Niby nic w tym nadzwyczajnego, bo nadszedł przecież czas ostrej papryki chilli, dojrzałej jarzębiny, cudnej dzikiej róży i oczywiście kropkowanych muchomorów. To wczorajszy leśny spacer "zaowocował" sprawiając jak w tytule, że Minty House się "czerwieni" i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, nie tylko za sprawą przywiezionych z targu dojrzałych jabłek. Z niekontrolowanym poświęceniem skóry dłoni i tkanin garderoby, cięłam nożycami gałązki oblepione czerwonymi kulkami, ograbiłam nieco leśne runo z mchu, traw czy liści, a potem rozłożyłam tą czerwień na zielonych poduszeczkach to tu, to tam. To jak mięta z czerwonym mocnym owocowym sokiem. A przy okazji ..., czy taką mieszankę da się w ogóle wypić? ;)
Wyczekuję na Wasze komentarze.
---
Ewa

P.S. Ostatnie dwa zdania dopisał Marek. Wkradł się najzwyczajniej i domalował ;)





Kuchenny wieszak w paprykowym ubranku, też czerwonym rzecz jasna


piątek, 23 września 2011

Z Mysiej Dziury, z Króliczej Jamki - Maileg w Roli Głównej

Jest taka jedna fajna, oczywiście duńska firma, wyspecjalizowana w tworzeniu króliczych i mysich rodzinek. Ciężko je zdobyć na polskim rynku, choć widywałam już podobne, szyte w domowych pracowniach zdolnych dziewczyn, odziane we własnoręcznie wydziargane na drutach minisweterki, a prezentowane na blogach - Dziewczyny! Naprawdę macie się czym pochwalić. Króliki i myszki od Maileg są jednak dla mnie szczególnie wyjątkowe. Może to za sprawą pięknych skandynawskich tkanin, miniaturowych dodatków i niezwykłej dbałości o szczegóły. One po prostu mają to "COŚ". A przecież jeszcze cała gama mebelków i sprzęcików, no i oczywiście sezonowe kolekcje króliczych ubrań, których sama im ciut zazdroszczę. Moja przygoda z Maileg zaczęła się od prezentu gwiazdkowego dla naszej Igi (dziękuję Ci Święty Mikołaju) i choć nie był to ani królik, ani mysz, po odpakowaniu rozpłynęłam się w zachwycie. Na szczęście Iga miała podobnie i teraz razem trwamy w tym nierozerwalnym sojuszu. Bez względu na przeciwności tworzymy maileg'ową kolekcję.
---
Ewa


wtorek, 20 września 2011

Sklepy Pełne Pasji

Dania, a zwłaszcza Jutlandia z wydmami nad Północnym morzem, wietrznym, ostrym klimatem i przepięknymi wrzosowiskami, to dla mnie (nas) niewątpliwe zagłębie przecudownych, przeuroczych, niepowtarzalnych sklepików oraz pełnych pasji twórców tych miejsc czyli skromnych sklepikarzy. To miejsca z duszą, trochę magiczne, trochę bajkowe. Często takim naszym rodzinnym "sklepikowym odwiedzinom" (bo przecież zawsze podróżujemy w komplecie) towarzyszy kawałek pachnącego domowego ciasta z filiżanką przepysznej mlecznej kawy, mięty czy herbaty. Gdy do tego uda się uciąć jeszcze "odwiedzinową" pogawędkę, to czego chcieć więcej? Nie muszę wspominać, że Duńczycy do otwartych ludzi raczej nie należą ;) i rozmowa wykraczająca poza ramy grzecznościowych zwrotów to rzadkość. Dlatego też napotkać sklepikarza, a częściej sklepikarkę, która opowiada z zapałem i rumieńcem o wszystkim co widzisz, pozwala choć trochę poznać Duńczyków i ich dekoratorskie pasje. Tego nie wyczytasz w przewodniku, nie znajdziesz we wnętrzarskiej prasie, choćby nie wiem jak dobrej i wyszukanej. Ludzi i ich pasje najpiękniej zgłębiać osobiście - zachęcam. Po prostu po chwili rozmowy czujesz, że nadaje się na tych samych falach :). I tak nie sposób ogarnąć wzrokiem wszystkich bibelotów, dodatków, szmatek, ręcznie wykonanych zabawek, spamiętać wszystkich "sklepikowych odwiedzin". To po prostu zatrzęsienie drucianych koszyków, zawieszek, wieszaczków Krasilnikoff, drobiazgów i mebli od Ib Laursena, króliczych i mysich rodzinek od Maileg, pastelowej porcelany Green Gate. Dlatego właśnie od lat wyczekujemy naszych skandynawskich wakacyjnych podróży, a zawsze podstawowym ich punktem są "sklepikowe odwiedziny".
---
Ewa i Marek






czwartek, 15 września 2011

Wow ! Tyle wokół jest "minty" !

Dziś odkryłem ze zdumieniem..., hmm ..., a może raczej zostało mi wyjaśnione, że "Minty House" to nie byle jakiś tam, przypadkowy tytuł wymyślonego i wyczekanego przez Ewę bloga. Przeglądając domowe fotografie (te nowe i te stare, te "z mojej ręki", czy te "z ręki" naszych przyjaciół, a przy okazji pozdrawiam Cię Marzena serdecznie i szybko wracaj do zdrowia, bo dziś przez telefon to głos miałaś starej schorowanej baby ;), ale wrzucę tu zaraz parę Twoich zdjęć i mam nadzieję, że Ci się spodoba) pojąłem (wracając do tematu), że właśnie "minty" to przewodni akcent tego, co otacza mnie we własnym domu, a co gromadzone jest od lat skrupulatnie właśnie przez "Mrs. Minty". Już post zamieszczony gdzieś tam niżej o "miętowej ślicznotce" powinien mnie zastanowić, ale dopiero dzisiejsza foto wycieczka pozwoliła zrozumieć, że być może do bystrych nie należę ;). Mięta w ogrodzie - to pewne, mięta w kuchni w doniczce, ale poza tym przecież jeszcze minty chlebak, minty waga, minty hamak, minty mixer, minty kubki, minty dzbanek blaszany, nawet korale na starych liczydłach są minty, t-shirt Ignasia też minty, minty krata na koszuli Franka, nawet domek drewniany w ogrodzie jest minty. Dość już! Pasta do zębów nie jest minty, bo to mdły zwyczajny Elmex :(.







no i oczy minty (te poniżej oczywiście)



a że jakieś rusztowanie gdzieś tam w oddali, w głębi kadru się wkradło, rzecz jasna minty plandeką okryte, to już nawet nie wspomnę ;)



P.S.
Dziś też na nowo ktoś, kogo znać raczej bym nie chciał przypomniał mi istnienie wykrzyknika "Wow!". To takie ponadprzeciętne wyrażenie zachwytu czy uznania, jak napisano w słowniku języka polskiego. Stąd tytuł dzisiejszy. Dziękuję.

---
Marek

wtorek, 13 września 2011

Jesień nam nie straszna

Chłodne poranki, coraz krótsze wieczory, żal po skończonych wakacjach, powroty do szkoły i pracy i całej tej codziennej gonitwy...
A ja ją wprost uwielbiam, zwłaszcza, kiedy daje jeszcze ciut słonecznego ciepła w środku dnia.
Kojarzy mi się z samymi dobrymi wydarzeniami... jesienne spacery z maleńkim Frankiem, potem radość, gdy pojawiła się Iga, a całkiem niedawno wielkie oczekiwanie na wyjątkowe przyjście na świat Ignasia. Jesienią świetnie się nam podróżowało we dwoje i bardzo za tym tęsknię. A teraz początek jesieni pachnie mi papryką, malinami, cukinią i babskimi sprawami porozkładanymi na kuchennym stole przy kubku kawy. A za chwilę zapachnie czystym, bieszczadzkim powietrzem:)





---
Ewa

niedziela, 11 września 2011

Dom Wśród Modrzewi

Z ciemnego drewna dom z klimatem, stajna z kamienia, wokół modrzewie, wszystko ogrodzone płotkiem z drewnianych pięknie zmurszałych sztachet, pasiasty hamak, akacjowe pieńki i przestrzeń ogromna dookoła, las, łąki - tak wygląda cudne "znalezisko" naszych przyjaciół. Takie było pierwsze nasze wrażenie, a potęguje się z każdymi kolejnymi odwiedzinami. Takie miejsce wymaga wiele pracy i pasji, ale któż potrafiłby tak "napierać" ;) jeżeli nie Oni. Aha ..., zapomniałbym o drewnianej drabinie opartej o dom ku wielkiej radości Ignasia.
Do zobaczenia, bo właśnie zbieram dzieciaki, pakuję psa i wsiadam do samochodu i zaraz się u Was widzimy.
---
Marek






piątek, 9 września 2011

Miętowa ślicznotka

Całkiem niedawno w mojej kuchni zawitała przepiękna miętowa waga. Patrzę sobie na nią i uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Długo szukałam i wreszcie jest, pojawiła się w jednym z moich ulubionych sklepików, u Pani Agnieszki. Do tej pory mąkę i cukier do ciasta ważyłam na wadze firmy produkującej karmę dla czworonogów:). Ale z potrzeby piękna zmieniło się oblicze mojego pichcenia, na dobre.



Chyba coś upiekę...
---
Ewa

czwartek, 8 września 2011

Malinowy koniec lata

Przetwory nie są moją mocną stroną, ale nie mogłam się oprzeć soczystej czerwieni malin. Dostałam sprawdzony przepis na sok, no i dokładną instrukcję- nie może się nie udać!
---
Ewa


sobota, 3 września 2011

Pasta Paprykowa

Kupione wszystko, z rynku zwiezione, słoiki umyte, na stole gotowe ...
Sól, olej, oliwa, papryka czerwona, chili, kapusta octem skropiona.
Musiała "kapusta" pojawić się w tekście, bo rymu innego znaleźć niestety nie potrafiłem ;)
Ale kanapki z kindziukiem paprykową pastą wysmarowanym na razowym chlebie, hmm... mniami
A wszystko to dzięki Ani z Zadwórza, co to od Oli z Ustrzyk przepis poznała, a ta Ola od Babci swojej go zasłyszała, a we wszystkim Eliza Ewie pomagała. Co to kurde? Dzień na rymy? :D

---
Marek

Strażak Sam ;)

Ignaś - Fireman Sam. Fascynacja strażakami do pozazdroszczenia. Odkąd pamiętam, wszędzie i chyba już na zawsze ;)